Dobro i zło, biel i czerń, zło czyniący i zła doświadczający.
Filozoficzna wizja dwubiegunowości świata pokonana została na szachownicy.
Świat, w którym żyjemy podzieliliśmy sobie na dwie przeciwstawne części. Jeśli jest diabeł – jest
też anioł, mamy biel – po drugiej stronie jest czerń, istnieje dobro – na drugim biegunie istnieje zło. To
samo jest z samym złem, wyróżniamy tylko dwa jego rodzaje – albo ja wyrządzam komuś krzywdę, albo
jej doznaję. Doskonale ujął to Henryk Sienkiewicz ustami Kalego – jeśli Kali ukraść komuś krowę, jest to
dobry uczynek, jeśli Kalemu ktoś uszczupli stado krów, to już jest bardzo źle.
Takie spostrzeganie świata ma swoje uzasadnienie w historii choćby wojen. Niezależnie od ilości
uczestników konfliktu, zawsze zawiązują się sojusze i koalicje i w efekcie walczą dwie strony. Ale taka
wizja świata prowadzi do jego uproszczenia, czy wręcz zafałszowania. Wynikałoby z niej, że jeśli ja
nikomu nie robię krzywdy, ale też takiej krzywdy nie doznaję, mogę powiedzieć, że stoję całkowicie poza
złem, że mnie ono w ogóle nie dotyczy. A przecież to nie jest prawda. Jeśli widzę, że gdzieś obok mnie
dzieje się jakaś krzywda i nie reaguję, to też jestem uczestnikiem tej krzywdy, i to tym negatywnym.
Ciekawe spostrzeżenie świata, ale jak je uczynić powszechnym i popularnym? Najlepiej
włączyć w coś, co już istnieje i jest w miarę popularne. Boks? Tenis? SZACHY!!!
Ale jak przełożyć ideę trójwymiarowości etycznej świata na język szachowych reguł?
Zaczynamy od planszy szachowej. Dwie połowy tradycyjnej szachownicy rozstępują się, jakby na zawiasie, środkowe
pola się wydłużają i poszerzają i w ten sposób powstaje klin, w który możemy wcisnąć trzecią część
szachownicy i miejsce dla trzeciego koloru pionków i figur. W ten sposób powstał regularny sześciokąt z
dziewięćdziesięciu sześcioma biało-czarnymi polami i czytelnym oznaczeniem literowo – cyfrowym.
Szachownica jest, lecz co zrobić z sytuacją, gdy dwóch graczy umówi się przeciwko trzeciemu,
szybko go wykończą i później będą kończyć partię szachową już w dwie osoby. Też tak można, ale wtedy
całe etyczne rozważania o trzecim uczestniku dziejącego się zła możemy wyrzucić do kosza. Co zrobić,
żeby każdy z uczestników miał równe szanse a gra popularyzowała trynarną opcje spojrzenia na nasz
świat?
Wystarczyło ustalić, że partia szachowa kończy się wraz z zadaniem pierwszego mata a wygrywa
tylko gracz matujący. Ten, który mata otrzymał, jak też ten trzeci, który biernie, czy też czynnie
uczestniczył w zadaniu mata, obydwaj przegrywają. Wymusza to na każdym z graczy konieczność obrony
najsłabszego, tego zagrożonego matem w danej chwili. Ale sojusze są tylko chwilowe, do czasu, póki
sytuacja na szachownicy się nie wyrówna. Wówczas każdy z graczy zaczyna grać na własne konto, aż do
chwili, kiedy znów któryś z graczy nie będzie zagrożony matem. Ale wtedy moim sojusznikiem może
okazać się gracz, który przed chwilą był moim głównym przeciwnikiem, i tak aż do zadania mata.
Szachy dla trójki pomagają z zerwaniem z dwubiegunową wizją świata, bo przecież nasz staruszek ma
więcej kolorów i odcieni, niż tylko biel i czerń.
Całe życie to paleta barw, problemów i rozwiązań, więc
możemy stwierdzić, że rozgrywka na sześciokątnej szachownicy może nas przygotować do życia w
zróżnicowanej rzeczywistości.
A WIĘC ZAPROŚ DO GRY TRZECIEGO.
Zapraszamy na zakupy do sklepu. Wystarczy że klikniesz tutaj